WIECZNE DZIECKO – CZYLI CO MI W DUSZY GRA

Ledwie mija Dzień Matki, ledwie człowiek nacieszy się składkowym prezentem swoich Pociech, nawącha konwalii i piwonii,
a już 1 czerwca nieubłaganie i bezlitośnie przypomina o konieczności sięgnięcia po finansowe zasoby w celu odwdzięczenia się za pamięć wyrażaną z okazji rzeczonego święta.

Ponoć Dzień Dziecka jest oczekiwany jeszcze bardziej niż Gwiazdka i Mikołaj, choć - każdy dzień do otrzymywania upominków jest dobry, a co dopiero taki, w którym prezentom niewątpliwie towarzyszy pogoda, pikniki i festyny rodzinne lub wycieczka klasowa.

Dzień Dziecka to takie święto, w którym zalecane jest zapomnienie o wszystkich większych i mniejszych przewinieniach naszych Pociech, irytujących powiadomieniach Librusa, wdeptanych w dywan plastelinie i chipsach, zagubionych podręcznikach do informatyki, jesienno-wiosennych infekcjach oraz niecierpiących zwłoki potrzebach „na cito”, o których Dziecię przypomina sobie na 3 minuty przed pójściem spać.

Prawdą jest też to, że każdy z nas dzieckiem był i nie sposób nie rozumieć naszych Rodziców, którzy z pewnością nie raz
i nie dwa mieli ochotę upchnąć nas w Oknie Życia, gdyby nie fakt, że takowych w naszych czasach nie było.

My – pokolenie urodzone w latach 70-tych (ponoć najlepszych ) doskonale pamiętamy czasy naszego dzieciństwa, kiedy najlepszą formą spotkania było wpatrywanie się w twarz drugiego człowieka, a nie w ekran smartphona; kiedy siłą ściągano nas z trzepaków, w ramach przekąski pochłaniało się chleb z wodą i cukrem (wersja deluxe była z masłem
lub śmietaną), a na wezwanie mamy „Do domu!” rzucało się: „Mamo, rzuć rower przez okno!”. W wielkopostne piątki stałym punktem dnia była Droga krzyżowa - i żadne taekwondo lub karate w tym czasie nie miało racji bytu. W maju oczywistością były Nabożeństwa majowe, w czerwcu – czerwcowe, a zimą, przedzierając się przez zaspy szło się
na Roraty z własnoręcznie wykonanym lampionem, który niejednokrotnie zdążył spłonąć, zanim zaczęła się Msza święta.

Dziś w dobie smartphonów, smartwatchów i smartbandów, w czasach, gdy młodzież w ramach lunchu wyskakuje na sushi, swobodniej niż kozica po Podhalu porusza się w świecie mediów społecznościowych; kiedy bywa, że mówi innym niezrozumiałym już dla nas językiem – wciąż, a może bardziej niż kiedykolwiek, dostrzegamy w sobie tęsknotę za czasami naszego dzieciństwa, gdy wszystko wydawało się prostsze niż teraz. Relacje z drugim człowiekiem cieszyły bardziej niż quad lub graficzny tablet, a z okazji Dnia Dziecka dostawało się dodatkowy czas na trzepaku.

 

Kochane Dzieci Duże i Małe! Z okazji Dnia Dziecka życzymy nam Dorosłym, a może – Wiecznym Dzieciom – nieustającej dziecięcej ciekawości i zadziwienia światem, by tak jak Jonasz Kofta powiedzieć: „Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie!”. A naszym Dzieciom z okazji ich święta – by wpatrzone w 12-letniego Jezusa potrafiły powtórzyć: „Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”.

Bo mogą się zmieniać czasy, mody i trendy, ale uczenie naszych Dzieci TRWANIA PRZY CHRYSTUSIE powinno być jedynym, najcenniejszym i najpiękniejszym prezentem, który od nas, Rodziców, mogą otrzymać. Nie tylko z okazji Dnia Dziecka.

mf

do góry